Pomimo pięknej jesieni dopadło mnie paskudne choróbsko, ale drucikowałam mimo wszystko. Nie są to co prawda jakieś dzieła górnych lotów, ale jakiś udzierg jest...Póki co nie stać mnie na nic bardziej skomplikowanego. Szaliczek powstał z dwóch motków moheru Kid Royal - dosłownie z dwóch, co do centymetra - kolor ecru, druty KP nr 5. Aktualnie "dzieje" się megaproste poncho - sztuk 2 oraz megaprosty sweterek z alpaki Artesano sztuka 1. A w głowie mam już kolejne pomysły, mam nadzieję, że wkrótce siły wrócą, bo góra cudnych włóczek rośnie w tempie odwrotnie proporcjonalnym do szybkości ich przerabiania (nie będę poruszać w tym momencie tematu włóczkoholizmu, drucikoholizmu czy jak tam to się nazywa, bo to u mnie stan permanentny bez szans na wyleczenie), tym nie mniej szansa na pokonanie tego ogromu cudowności ciągle jest. Sprawozdanie z udziergu postaram się w miarę systematycznie prezentować. Dobra, teraz kilka fotek:
Bardzo ładny. Prostota jest często bardzo wytworna. I taki jest Twój szal. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńśliczna mgiełka!
OdpowiedzUsuńPiękny szal!!! Delikatny jak mgiełka! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńAniu, szalik jest prosty, elegancki, uniwersalny... Po prostu świetny. Lubię takie :)
OdpowiedzUsuń